Wyobrażaliście sobie kiedyś, lub może już przeżyliście Święta Bożego Narodzenia pod palmami? My blogerzy musimy sobie pomagać, dlatego dzisiaj zapraszam Was na wpis gościnny Natalii Jaranowskiej, podróżniczki z zamiłowania i z zawodu, blogerki na http://notaboringlife.com/
Jako dziecko, wiadomo, uwielbiałam Święta. Byłam „młodsza siostra”, więc zawsze miałam swoje przywileje i prawa. I tak powinno być, święta są dla najmłodszych. Jako nastolatka marzyłam, żeby „jakoś przetrwać” to całe zamieszanie, przedświąteczny chaos, sprzątanie, dylemat co komu kupić i jak to zrobić, żeby nie zbankrutować, taszczenie zakupów, szorowanie mieszkania i tak dalej. Wolałam spędzać czas z chłopakiem, niż myć w domu okna. Nie widziałam sensu, żeby stać kila dni „w garach”, żeby potem przez kolejne dni nie odchodzić od stołu i wyjadać na siłę resztki, bo „szkoda, żeby się zmarnowało”, lub zamrażać. Powoli przestawałam widzieć „magię świąt”, którą czułam jako dziecko. Zamiast tego widziałam kolejki, tłumy zestresowanych, zabieganych ludzi w centrach handlowych, kupujących często nikomu niepotrzebne potem rzeczy, tylko dlatego, że „tak wypada”, lub bo były na wyprzedaży. Nie cierpię polskiej mentalności „zastaw się, a postaw się”.
Przykro mi było widzieć moją mamę wykorzystującą jeden dzień urlopu tylko po to, żeby stać na nogach co roku w wigilię od 6 rano, żeby wszystko pięknie wyglądało, smakowało, żeby nakarmić i zadowolić wszystkich gości. A ludzie jak to ludzie, pokręcą nosem, tego nie mogę, to nie smakuje. Wiadomo, że nie zadowolisz wszystkich. Wyciągałyśmy zawsze najlepszą porcelanową zastawę, której nie można było wkładać do zmywarki, więc myłyśmy gary na zmianę. Przepraszam za moją fatalistyczną wersję Świąt Bożego Narodzenia. Już chyba macie odpowiedź dlaczego przed nimi uciekam. Teraz, już jako bezdzietna osoba dorosła nie robię rzeczy tylko dlatego, że „tak trzeba”.
To kolejne Boże Narodzenie, które spędzę z dala od pięknie udekorowanego stołu uginającego się od starannie przyrządzonych potraw i kolęd w tle w gronie rodzinnym. Prawdopodobnie weźmiemy gdzieś sushi na wynos, lub na co akurat przyjdzie ochota i zjemy na plaży. Święta w 2012 spędzaliśmy na Cyprze, w 2013 w Melbourne, w 2014 na Tasmanii, a tegoroczne w Nowej Zelandii. Jeszcze kilka lat i wizja ubierania choinki i dzielenia się opłatkiem będzie dla mnie bardziej egzotyczna, niż leżenie pod palmami w Wigilię.
W tym roku płyniemy na Great Barrier Island w Nowej Zelandii. Z Auckland dzieli nas od niej 4,5 godziny promem w jedną stronę. Przy odrobinie szczęścia liczę na towarzystwo delfinów, wielorybów i orek. W zeszłym miesiącu stado orek wywołało sensację w Auckland wpływając do mariny w centrum miasta.
Great Barrier Island to czwarta największa wyspa Nowej Zelandii położona na Oceanie Spokojnym. Bardzo spokojne życie w oddali od reszty świata wiedzie tam niecałe 900 osób. Z dala od cywilizacji, więc wszystko czego potrzebujemy będziemy musieli przywieźć na plecach. Jedzenie, wodę, latarki, śpiwory i całą resztę, która stworzy nam „odrobinę komfortu” w tej jak najbardziej luksusowej scenerii. Z dala od dni tygodnia, z dala od wszystkiego. Każdą noc spędzimy w innej części wyspy. Najbardziej nie mogę się doczekać spania na szczycie Góry Heale. Poświecę się i wdrapię się na nią ze wszystkimi bagażami dla takich widoków z okna.
Na te kilka dni świątecznej gorączki z przyjemnością odetnę się od internetu, komórek, nadmiaru informacji i telewizji przypominającej mi czego jeszcze nie kupiłam, a bez tego przecież nie będzie „magii świąt”. Tutaj, 17 000 kilometrów od ojczyzny i tak ciężko ją poczuć, szczególnie kiedy za oknem jest 25 stopni. Nowozelandczycy mają jednak swoje sposoby na stworzenie świątecznej atmosfery w środku lata.
Zapytacie – czy nie przeszkadza mi całkowity brak kontaktu z własną rodziną w Święta? Absolutnie. Przecież wiedzą że ich kocham i że sercem jestem z nimi zawsze. Codziennie, nie tylko w Boże Narodzenie.
Kto jeszcze w tym roku spędza Święta w Nowej Zelandii? Znam takich jednych! Pozdrawiam ich serdecznie jeśli czytają 🙂
hahahaha i ten mikołaj z deską surfingową! <3
rzeczywiscie, prześmieszne
Jakby fajnie nie było na drugim koncu świata to zawsze wolę zostać u siebie z rodziną, ale podziwiam osoby które spędzają święta z dala od rodziny i domu:)
Ciekawe 😉 Chciałabym przeżyć Boże Narodzenie w jakimś egzotycznym miejscu.
Natalio czyli to Twoje kolejne święta w ciepłym klimacie, ja zawsze święta spędzam w Polsce, ale chciałabym tak raz chociaż uciec stąd w okresie świątecznym 🙂
Bałwan mnie powalił na łopatki 😀
Bardzo, ale to bardzo chciałabym spędzić kiedyś święta w tak odległym miejscu
Święta w Australii właściwie to w Sydney (NSW) temperatura przyjemna 43*C. Mikołaje biegają po plaży, serfują, śliczna plaża okolice Wollongong. Mieszkamy na Kirribilli Ave. 75 czyli tuż koło Harbor Bridge, na wprost Opery. W Sylwestra niesamowity widok fajerwerków – leżymy sobie na kocyku popijając szampana. Oglądamy piękną imprezę (31.12.) start do regat Sydney-Hobart. To już za nami ale jak zdrowie dopisze (mam79 l) to 2017 lato w planach wylot do NZ by zobaczyć córkę i wnuczęta.
Pozdrawiam J.
Życzę w takim razie udanego pobytu w 2017 w Nowej Zelandii 🙂 Sylwester z widokiem na operę w Sydney to musi być niesamowite przeżycie! Te widoki jeszcze przede mną 🙂 Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam Kaśka